JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIAD FRAGMENTZAMÓW

Artur Boratczuk

WSKRZESINA


Nieludzkie i ludzkie

Pszczoła i cień kobiety na okładce „Wskrzesiny” sygnalizują podwójność - jest zwierzę i człowiek, realność i odbicie idei. Ponadnaturalne rozmiary pieczołowicie odwzorowanego owada również podkreślają, że konwencja jest i nie jest realistyczna. Jak przekonali się już zapewne wierni czytelnicy, lubimy książki nieoczywiste - balansujące między gatunkami, konstruujące światy dwuznaczne. Taki jest też świat „Wskrzesiny”. Upierdliwy obserwator Boratczuka, patrzący na wszystko i wszystkich z góry, potrafi paroma szczegółami w opisie lub dialogu pokazać destrukcję dawnych ideałów i nowy styl życia - odbite w nieco skrzywionym zwierciadle - ale z uporem też cyzeluje frazę swojej opowieści; rozlewną, niespieszną, jakby chciał jednak kontemplować, a nie szydzić; wpisać się w tradycję, aż dziewiętnastowieczną. Autor umie zastosować przewrotną błyskotliwą stylizację, budując postaci Edka, Marcina czy Horsta, ale też całymi akapitami celebruje opis podbierania miodu, jakby tworzył instruktaż dla pszczelarzy, rytualizował pracę strażników stojących na granicy wyrojonych przed wiekami owadów i ludzi. Ale po co to wszystko? Ponieważ porywa się na rzecz bardzo trudną - ma ambicję napisać współczesną powieść metafizyczną, opowiedzieć o naszym tu i teraz, którego korzenie być może nie są stąd.
Nie wychodzi z tego nudna piła, lecz rzecz, która wyraźnie wciąga. Jest w niej awantura, humor, napięcie erotyczne, walka o pieniądze i rząd dusz, podwójna zemsta, a także pełne grozy milczenie odwiecznych niemal wrogów. Wyraziste postaci są wplecione umiejętnie w intrygę rozwijającą się na tle ważkich retrospekcji. One zaś poszerzają pole obserwacji o dramat Wołynia, destrukcję peerelowskich strategii, gwałtowną przebudowę postsolidarnościową i niełatwe a konieczne na tych ziemiach związki polsko-niemieckie.
Wszystko to sprawia, że społeczność Fraudencji, ni to miasta, ni to wsi w okolicach Szczecina, jawi się jako barwna, rozrywana dramatami wspólnota, a odwzorowują to najlepiej losy głównych postaci, z których każda mogłaby być bohaterem stricte sensacyjnej powieści. Ot, choćby taki Adam na przykład, postać jak z okienka telewizyjnych wiadomości o ściganych listami gończymi przestępcach; tym groźniejszy, że osiągnął wyrafinowanie w stosowaniu współczesnych technologii cyfrowych. W zaniedbanym gospodarstwie Michała Serpiny, jakby nieco przyczajony, terminuje przez czas trwania akcji, bo podpisał umowę, że żyjącemu na marginesie byłemu sekretarzowi PZPR zapewni opiekę do końca życia i zajmie się jego pszczołami. Ale jakże bogatą i znamienną ma przeszłość! Odsłania ją wcale nie przypadkiem inna postać nietuzinkowa, Krzysztof Gałan, były funkcjonariusz policji, szpiegujący nie tylko własną żonę, ale i wszystkich sąsiadów - z pasją, choć nie bez nadziei na dokonanie osobistej zemsty za wyrzucenie ze służby. Co najmniej jeszcze dwie ważne figury warto by dokładniej przedstawić - Marcina i Smętka, a konstrukcja ich historii opiera się na kontraście, choć w obu w grę wchodzą duże pieniądze. Ten pierwszy przechodzi radykalną przemianę - z niebieskiego ptaka w oddanego sprawie ideologa. Ten drugi jest symbolem trwałości, choć finał jego życia można interpretować jako efekt konfliktu wyboru między wiernością sobie i doktrynie.
Co porusza ten skrupulatnie zaplanowany mechanizm, nabrzmiały jednostkowym bólem człowieczym? Ludzkie czy Nieludzkie? Na co wskazuje logika dramatycznych zdarzeń? Wokół jakich wartości kręci się ten świat?
Bezstronny czytacz z pewnością dostrzeże rolę trzech kobiet, które niczym Parki, w decydujących momentach przejmują rolę strategów. Gdyby nie Małgorzata, Marcin nie budowałby reformatorskiej świątyni. Gdyby nie Justyna, Gałan nie śledziłby Adama. Gdyby nie Marylka, nie zostałaby unicestwiona idea wielkiej przemiany religijności Fraudencji, a może i świata.
Można różnie oceniać charakter każdego z tych wpływów, ale za każdym razem jest to wpływ zasadniczy. O ile jednak w dwóch pierwszych przykładach wartością stymulującą jest miłość, stawiana w hierarchii pragnień przez ludzkość i dziś na szczycie, o tyle w trzecim nie jest oczywiste, że wszystko przez pieniądze, zdobyte zresztą - po ludzku rzecz biorąc - nie całkiem uczciwie. A skoro nie całkiem uczciwie, to sprawiedliwa jest ich utrata. I kara, i cierpienie, które nie tylko sprawca nieuczciwości, ale i jego otoczenie musi pokornie przyjąć, godząc się tym samym na religijne status quo.
Czy istnieje Coś/Ktoś w Kosmosie, co za tym stoi? Demiurg złośliwy, bo krzyżujący ludzkie plany, czy miłosierny, bo czyniący pokój między mężem a żoną, córką a ojcem, wprowadzający w relacje ludzkie we Fraudencji staroświecki ład? Czy może wszystko rozgrywa się w ludzkich sercach i głowach, w których światy jawy, światy snu-marzenia-wyobraźni splatają się misternie i nie dają się nijak rozdzielić?
Waga tego co w głowach podkreślana jest w powieści Boratczuka na wielu planach. Małgorzata, Justyna i Marylka marzą od wczesnej młodości - dwie ostatnie przede wszystkim o wyrwaniu się z Fraudencji i dalekich podróżach, pierwsza o prawdziwym kontakcie z matką, a kiedy jej już nie ma, o jej naśladowaniu, o symbolicznej przyjaźni z Kartezjuszem, który tak bardzo dowartościował dobrą/złą świadomość. Marzy Marcin - nie tylko o milionach, ale i o byciu dobrym bratem i synem. Marzy Gałan - nie tylko o pełnej wiedzy o działaniach mieszkańców Fraudencji, ale i o uszczęśliwieniu Justyny. Marzy Horst - o byciu dobrym przedsiębiorcą przede wszystkim i nawiązaniu do potęgi rodu von Soldinów, ale i o restytucji konia stepowego i stworzeniu na terenach Polski rezerwatu, gdzie ludzie żyliby w zgodzie z naturą.
Ale w każdym z mieszkańców Fraudencji żyje też pamięć, a pamięć to nie tylko idee, to też emocje, ciemne ślady w psychice, zapisy nieludzkich czynów na Wołyniu, wędrówki ludów na Zachód, trzebienia niemieckości w patriotycznym zapale, donosów na sąsiadów, torturowania dla paru złotych przerażonej staruszki, potępianego zaspokajania erotycznego głodu. Ślady tych powikłanych emocji ujawniają się w nieprzejrzystych monologach Marcina, Serpiny i Małgorzty, a wszystko ma swoje źródło, z którego ludzkość czerpie od wieków, skoro na twarzach mnichów ze średniowiecznego fresku we fraudenckim kościele obok niebiańskiej radości tak sugestywnie maluje się przerażenie. Czy to źródło jako czynnik sprawczy, który decyduje o tym, jak toczy się światek, tkwi w człowieku, czy poza nim? Jest ludzkie czy ludzkie/Nieludzkie?
Czytelnicy, którzy znają „Mistrza i Małgorzatę” Bułhakowa czy choćby „Teoremat” Pasoliniego, nie przeoczą zapewne postaci Adama, jak wynika z wywiadu, szczególnie ważnej dla autora. Wraz z nim intensywniej obecny staje się również ów świat cyfrowy, świat wirtualny, dający szansę zwielokrotnienia pożądanych i niepożądanych ludzkich cech, wydobycia na zewnątrz tego, co ludzie mają w głowach i sercach, a może i stworzenia w przyszłości zbiorowej - przez to przepotężnej - jaźni. Rodzi się jednak pytanie, czy to przybycie Adama zmienia w mieszkańcach Fraudencji cokolwiek, aktywizuje dobro/zło lub zmienia proporcje między nimi? Czy za symbol tego wpływu na ludzi trzeba uznać nagłe zainteresowanie pszczół dziwnymi niebieskimi roślinami, bo ono w efekcie przynosi magiczny miód, pożądany przez mieszkańców? Czy to może fraudenckie pszczoły, owady tak ważne dla podtrzymywania życia na Ziemi, wiążą ludzkie z Nieludzkim (nie ludzkim)? Pewne jest jedno - odejście Adama zostawia co najmniej w jednej osobie zwielokrotnione poczucie pustki. Ale czy tęsknota jednej sponiewieranej kobiety wystarczy, by przemieniać świat?

Janina Koźbiel


WSKRZESINA | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI