JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Olesia Ivchenko

WYLOT


ISBN 978-83-62247-88-2

Stron 308

Format 205x145

Oprawa miękka ze skrzydełkami

Premiera 10 marca 2023


Powieść Wylot to rodzaj dystopii. Akcja się toczy po ostrym przesileniu w świecie, a ludzie muszą przystosować się do nowych rygorów, wynikających z potrzeby racjonowania surowców, wody i energii. Ceną za wysoki standard życia jest rezygnacja z wolności, na którą godzą się uzyskujący Rejestrację (co ułatwia ścisłą kontrolę przez System). Są i tacy jednak, którzy się nie godzą, wolą przyjąć status wykluczonych (nazywa się ich antysystemowcami); żyją w nędzy, pozbawieni dostępu do wykształcenia, opieki zdrowotnej i przywilejów. W napięciu śledzimy losy dwóch bohaterek. Jednej, która korzysta z ogłoszonej właśnie amnestii i stara się o status rejestrowanej, zdradzając własne środowisko (w tym rodzinę); musi przejść specjalny kurs, żeby dostać pracę w świecie rejestrowanych. I drugiej, która reprezentuje rejestrowanych, jest kuratorką pierwszej. Losy obu biegną równolegle, ale też zależą od siebie nawzajem. Wylot to opowieść o dylemacie: wolność czy wysoki standard życia; o cenie awansu społecznego i zdradzie ideałów.
Od autorki
Na różnych etapach pisania tej książki ważne były dla mnie odmienne rzeczy. Zaczęło się od zainteresowania mechanizmami pamięci, ważnego dla mnie jako psychoterapeutki. A kiedy wybuchła wojna, stało się ważne coś innego: żeby dogłębnie wyrazić emocje. Bezradność, złość, lęk. Uświadomiłam sobie ze zgrozą, że na świecie dzieje się wiele rzeczy, na które nie ma wpływu zwykły człowiek. A kiedy próbuje coś zrobić, może zostać zmiażdżony przez Machinę. Drugiemu zwykłemu może jedynie okazać solidarność i empatię.

Patroni medialni:

(...)
Przygotowując się do zajęć, przewidywała różne trudności i usiłowała zawczasu im zaradzić. Nauczona wpadką z Afrodytą, wymyśliła sobie wiarygodne uzasadnienie dla imienia („Te ptaki mi się bardzo dobrze kojarzą”) oraz krótką historyjkę na własny temat („Niedawno przyjechałam do Nowej Itaki, nie mam zbyt wielu znajomych”). Dla pewności powtórzyła zdania kilka razy na głos, upewniając się, że spod słów nie wycieka zdradziecki akcent. Przyglądała się sobie krytycznie w lustrze i kilkakrotnie zmieniała odzież (aż nadto świadoma, że obwisłych fałdów skóry nie ukryje, choćby się bardzo starała), zabrała kilka dodatkowych długopisów i wyszła sporo przed czasem, żeby na pewno się nie spóźnić.
Sam wybór miejsca do siedzenia stanowił dla niej kłopot. Wrona, jak inne dzieci antysystemowców, nie chodziła nigdy do szkoły i jedyne, z czym się zetknęła, to kilka ustawionych razem stolików w świetlicy, przy których natchnieni, a raczej nadęci własną dobrocią wolontariusze przerabiali z nimi szkolny materiał. Każdy robił to według uznania, często zaczynając od początku („Bo ja muszę mieć pewność, że wy to dobrze umiecie”), co kończyło się chaosem, zniechęceniem wolontariusza po kilku miesiącach (najwytrwalsi wytrzymywali rok) i przyjściem nowego - w efekcie materiał nigdy nie został przyswojony.
Wrona jako dziecko chodziła na te zajęcia chętnie, bo otrzymywali paczki z darami od bogatych ludzi. Potem mniej chętnie, gdy dobrze znane treści lekcji i pogadanek mogła już recytować obudzona z głębokiego snu. Ale nadal chodziła, bo oferowali regularne posiłki, a matka bardzo naciskała, by razem z braćmi chodziła tam tak długo, jak długo pozwalał im wiek.
Teraz biła się z myślami: usiąść z przodu (i pozwolić, by wszyscy inni cały czas ją widzieli i - oby nie! - tym szybciej zobaczyli jej odmienność - nie, nie, nie!), czy jednak z tyłu (co mogłoby wskazywać na izolację i zagubienie - a przecież nie chciała pokazywać się jako ta gorsza i niepewna już pierwszego dnia). W końcu wybrała wyjście kompromisowe, czyli zajęła miejsce w rzędzie pośrodku, blisko wejścia, by w razie nudności bez przeszkód dostać się do toalety. Szybko zorientowała się, że to był błąd: jako że przyszła pierwsza, inni musieli przepraszać i przeciskać się koło niej, by usiąść dalej. Pomyślała, że sprawia wszystkim kłopot, i poczuła gorąco na policzkach. W końcu jednak podniosła wzrok i odważyła się nieco rozejrzeć. Zobaczyła pięknych, pewnych siebie ludzi, od których jeszcze pół roku temu oddzielała ją nieprzenikniona bariera. A teraz razem z nimi miała starać się o stanowisko. Poczuła dreszcz. Sala zawirowała. Wrona zapragnęła nagle wstać i wyjść, na szczęście wkroczyli szef, szefowa i trójka innych, dość sympatycznie wyglądających osób. Kiedy Grot przemawiał, Wrona uspokoiła się na tyle, by uświadomić sobie czekającą ją perspektywę i przerazić się nią. Pozazdrościła czwórce, która wyszła. Niby ona też miała taki wybór, ale czy mogła z niego skorzystać?
Po przemówieniu Grota nastąpiła chwila przerwy. Siedzący obok Wrony młody mężczyzna o lekko skośnych oczach zagadnął ją z uśmiechem:
- Nieźle, co?
Zauważyła, że do kieszeni koszuli włożył kartkę z napisem „Amit”. Przyłapał jej spojrzenie i roześmiał się.
- Przedstawianie się chyba mamy za sobą.
Uśmiechnęła się mimowolnie.
- Też tak myślę. - Trudno było skupić się na sensie słów, gdy trzeba było starannie pilnować ich wymowy.
- Wychodzi na to, że dają tu niezłą szkołę - ciągnął Amit.
- Hmm, chyba tak. - Wrona była zła na siebie, że nie potrafi powiedzieć nic mądrzejszego. Ale on spoglądał na nią przyjaźnie.
- Myślisz, że te statystyki to prawda czy tylko tak nas straszą?
Wzruszyła ramionami. Nie wiedziała, co powiedzieć. Jak rozmawiali rejestrowani? Co mówili w takich momentach? Amit patrzył na nią wyczekująco, a po chwili sam sobie odpowiedział:
- No cóż, przekonamy się. Wygląda na to, że niezależnie od tego, jaka jest ta robota, na pewno nie nadaje się dla słabych.
Roześmiał się, a Wrona mu zawtórowała, chociaż mignęła jej myśl, czy aby słowa o „słabych” to nie zawoalowany przytyk w stronę antysystemowców, a może i jej samej. Przestań być taka nadwrażliwa, powiedziała sobie, tu nikt cię nie zna. (...)

Mieszkanie znajdowało się, jak na jej gust, w zbyt dobrej dzielnicy, zwanej powszechnie Zieloną. Stosunkowo niedawno wybudowane bloki wyposażono we wszelkie udogodnienia: pokoje VR, energooszczędne pralnie, awaryjne źródła wody, zbiorniki na deszczówkę, dodatkowe zasilanie i oczyszczalnie, tak że nie dotyczyły ich tak częste gdzie indziej problemy z dostawami wody. Dzielnica miała nawet własną przetwórnię odpadów. W dodatku między blokami usytuowano porządne ekrany ochronne, dzięki którym mieszkańcy swobodnie mogli przechadzać się między drzewami i podziwiać kwiaty. Ariana Byrd, idąc niespiesznie do bloku podopiecznej, jak zwykle w takim miejscu miała mieszane uczucia: zazdrość, że za jej czasów nawet nie myślano o tak racjonalnym przestrzennym planowaniu i jednocześnie gniew, gdy przypominała sobie, że tu właśnie dostała mieszkanie jej podopieczna. Nie rozumiała polityki Komisariatu. Wiedziała wprawdzie, że te bloki budowano z myślą o świeżo przybyłych rejestrowanych, którzy ściągali do Nowej Itaki, tak jak kiedyś ona i jej mąż. Wiadomo, że czymś trzeba było skusić wykształconych, pełnych zapału młodych ludzi, żeby chcieli osiedlać się i pracować na rzecz miasta. Ale żeby umieszczać między nimi antysystemowców? Któryś polityk tłumaczył jej, że „nawróconych” jest tak niewielu - prawdę mówiąc, nikt nie zakładał, że w ogóle jakikolwiek się pojawi - że nikomu to szkody nie przyniesie, a może mieć dobry skutek propagandowy. Ariana Byrd prychnęła tylko w odpowiedzi. Znała na tyle dobrze mentalność antysystemowców, żeby wiedzieć, że im więcej słyszeli o benefitach z rejestracji, tym częściej mówili o „durniach, którzy próbują ich przekupić”. Oni niczego nie potrafili docenić. Niczego!
Nie trudziła się dzwonieniem do mieszkania. Jako opiekunka reintegracji miała prawo wejść do lokum podopiecznej o dowolnej porze, nawet nie zapowiadając się wcześniej. Jej odcisk palca figurował jako jeden z kluczy. Teraz bez wahania przyłożyła kciuk do czytnika przy wejściu do bloku - nie chciała dawać Wronie sygnału o swoim nadejściu.
Przed drzwiami do mieszkania zatrzymała się jednak. Była sobota, dość wcześnie, a ludzie mieli różne nawyki. Arianie Byrd zdarzało się natrafić na niejedną krępującą sytuację. Zdecydowała się zapukać.
Tamta otworzyła niemal natychmiast. Była ubrana w luźne spodnie i koszulę z krótkim rękawem. Czarne włosy przetykane przedwczesnymi srebrnymi nitkami zwisały w nieładzie. Po jej brzydkiej twarzy przemknęło jakby zdziwienie, ale zaraz przybrała ten charakterystyczny dla nich obojętny wyraz.
- Gdzie mogę usiąść? - Ariana Byrd nie siliła się na zbytnie grzeczności.
Wrona wzruszyła ramionami i wskazała na fotel przy stole. Fałdy skóry na jej obrzękniętych rękach ruszały się nieprzyjemnie.
Ariana Byrd zajęła miejsce i bez ceregieli rozejrzała się wokół. Dobrze wyposażyli tę młodą. I, o dziwo, ona najwidoczniej potrafiła to uszanować. Krytyczne oko opiekunki reintegracji dostrzegło jednak natychmiast drobiazgi, które podważyły ten nazbyt optymistyczny wniosek. Talerz z resztkami jedzenia na stole. Porozrzucane papiery na kanapie. Otwarte okno. Oczywiście. Należało się spodziewać.
- Dlaczego nie umyłaś talerza od razu? Domywanie zeschniętych naczyń zużywa więcej środków chemicznych, powinnaś to wiedzieć. Nie trzymasz swoich notatek w porządku. Za chwilę którąś zgubisz, a wtedy będziesz musiała brać dodatkowy papier. I otwarte okno! Macie tu doskonałą klimatyzację, otwierając okna zaburzasz równowagę i generujesz zużycie większej ilości prądu.
Wrona bez słowa wstała z krzesła, zaniosła talerz do zlewu i posypała zmywającymi granulkami, zamknęła okno i jednym ruchem zgarnęła notatki. Znów usiadła.
- Jak widzę, dostałaś się w szeregi rejestrowanych, ale wasze nawyki są u ciebie głęboko zakorzenione - mówiła Ariana Byrd, starając się patrzeć podopiecznej w oczy, ale napotykała jedynie pusty wzrok. Działo się tak zawsze, gdy do nich mówiła. Jakby patrzyli nie na nią, ale przez nią. I teraz też. Ciemne oczy Wrony zupełnie nie miały wyrazu. Ariana Byrd poczuła, że gniew, tlący się w niej od tamtego telefonu, pełga tuż pod skórą, gotów wybuchnąć. Powstrzymała go.
- Odszukałam firmę, o której mnie powiadamiałaś, sprawdziłam, rzeczywiście figurujesz na liście szkolących się.
Przez twarz tamtej przebiegł nagły skurcz. Chyba była to złość. Otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale od razu je zamknęła.
- Słucham. - Ariana Byrd była świadoma, że jej ton trudno byłoby uznać za zachęcający.
- Czyli moje słowo... nie wystarczy? - zapytała chrapliwym głosem.
- Oczywiście, że nie. Sądzisz, że takim jak ty można wierzyć?
Wrona zaczęła oddychać szybko, nozdrza rozszerzyły jej się, a dłonie zacisnęły w pięści, aż pobielały kostki. Nie odezwała się jednak. Bardzo rozsądnie. Ariana Byrd z każdego ich spotkania sporządzała bardzo dokładną notatkę i dziewczyna świetnie o tym wiedziała.
- Mało razy tacy jak ty obiecywali mi różne rzeczy i nie dotrzymywali słowa? Tak czy inaczej, firma GroDeb zgodziła się przyjąć cię na szkolenie. Muszę powiedzieć, że niezbyt jestem zadowolona z twojego wyboru.
- Miałam przecież znaleźć pracę - przypomniała Wrona cierpko.
- Tak. Normalną pracę, jaką wykonują rejestrowani. A ty wybrałaś sobie taką, że już po szkoleniu pójdziesz na zwolnienie lekarskie z powodu szkód zdrowotnych. Wiem, kim są wchodzący i czym się takie firmy zajmują. Bardzo sprytnie, ale muszę cię uprzedzić, że jakiekolwiek próby wyłudzania opieki medycznej czy świadczeń od miasta spotkają się z moją zdecydowaną reakcją.
- Nie mam w czym wybierać. Nie mam doświadczenia ani wykształcenia - odpowiedziała Wrona. - Nigdzie indziej mnie nie chcieli - dodała ciszej, z wyraźnym trudem.
Arianie Byrd trudno było na nią patrzeć. Na jej twarz, wyglądającą znacznie starzej, niż powinna, na te obrzydliwe fałdy skóry, obrzęki, na oczy, których spojrzenie w ogóle nie pasowało do normalnej, zdrowej dziewczyny.
- I nic dziwnego. Afrodyta! - parsknęła. - Jak zobaczyłam twoje cv, to nie mogłam uwierzyć, że odważyłaś się je komukolwiek pokazać.
- Ale doradca wizerunkowy?
- Doradca, doradca - przedrzeźniała ją gniewnie. - Masz swój rozum. Jestem pewna, że wygodnie było ci opóźniać w ten sposób znalezienie pracy. Jesteś przyzwyczajona, jak wy wszyscy, że wszystko dostajecie pod nos. Jedzenie, ubrania, mieszkania bez konieczności płacenia rachunków, troskę o wasze dzieci, które płodzicie bez opamiętania... Zapamiętaj sobie: tu jest inny świat. Tu nie ma nic za darmo. Nie uda się żadne wyłudzanie ani próba życia na cudzy koszt. Tu się pracuje! Zrozumiano?
Wrona wykrzywiła usta. Ariana Byrd miała wrażenie, że za chwilę dziewczyna wybuchnie. Ale milczała. A szkoda. Ariana Byrd miała ochotę zetrzeć się z kimkolwiek, uwolnić cały swój gniew.
Odczekała chwilę, ale tamta milczała.
- Jak długo jesteś na tym szkoleniu?
- Tydzień.
- O czym mówicie?
- Poznaliśmy sprzęt, na którym pracują wchodzący, zwiedziliśmy firmę, obejrzeliśmy kilka filmów szkoleniowych, zapoznaliśmy się z kilkoma archiwalnymi sprawami wchodzących, zwiedziliśmy bibliotekę pamięci...
Ariana Byrd zamyśliła się na moment. Była raz w tym budynku. Widok rzędów pudełek z małymi nośnikami w długich, ciemnych korytarzach sprawiał jej przykrość. Pudełka przypominały jej urny z prochami zmarłych. Za każdym razem, gdy myślała o tym miejscu, mimowolnie przypominał jej się cmentarz, aż oba te miejsca zlały się w jedno. W młodości idea magazynowania pamięci wydawała się jej przerażająca. Nadal jakaś część jej tak myślała. Ale inna część, ta bardziej doświadczona, podpowiedziała jej kiedyś, że nie ma się czego bać. To tylko naturalny mechanizm kompensacji. Dawniej pamięć o przodkach przechowywali potomkowie. Gdy zabrakło potomków, wymyślono inne sposoby. Biblioteka pamięci zastąpiła rodzinne albumy.
Czy wyjęli już mózg Białego, by poddać go procesowi ściągania? Chyba tak, przecież powinien być świeży... Umieszczą jego wspomnienia na nośniku. Czy odważyłaby się je poznać? Czy miałaby w ogóle takie prawo?
Potrząsnęła głową.
- Mam zamiar - powiedziała - w najbliższym czasie zwrócić się do firmy z prośbą o wydanie opinii na twój temat.
Wrona wyraźnie zbladła, zaczęła się trząść.
Histeryczka, pomyślała Ariana Byrd z niesmakiem.
- O co chodzi?
- Przecież oni, jak dostaną takie pismo, to zaraz się wszystkiego dowiedzą.
- I? - zapytała chłodno.
- Dostałam swoją szansę, ledwo mnie przyjęli, nie wiadomo, czy się utrzymam... a takie pismo?
- Przecież i tak wiedzą. Tacy jak ty długo muszą przebywać wśród nas, zanim przestaną się odróżniać. Wątpię zresztą, czy kiedykolwiek się to naprawdę udaje... Zawsze w końcu coś wychodzi. Nie miej złudzeń: każdy by się domyślił. Nie wiem zresztą, po co próbujesz oszukiwać kogokolwiek. Zamiast mieć pretensje, powinnaś być wdzięczna. Ty i twoja rodzina żyliście długo poza Systemem, który w końcu dał ci szansę, przyjął, nawet umożliwił pozbycie się skutków twoich nieodpowiedzialnych decyzji prokreacyjnych - domyślasz się, co mam na myśli, prawda? - a ty teraz histeryzujesz i rozpaczasz, że poznają się na tobie. Przed sobą i tak nie uciekniesz.
Wrona gwałtownie wstała. Odetchnęła głęboko kilka razy, oparła mocno obie ręce na stoliku i pochyliła głowę. Widać było wyraźnie drżenie, raz po raz wstrząsające jej ciałem. Ariana Byrd nie rozumiała tak silnej reakcji. Opinia to opinia. I tak musiała być pozyskana do dokumentacji.
- Nie popełniłam żadnego przestępstwa - powiedziała dziewczyna stłumionym głosem, jej twarzy nie było widać zza plątaniny czarnych włosów - a jestem traktowana tak, jakbym była winna.
- Samo twoje istnienie jest przestępstwem... - wyrwało się Arianie Byrd. Umilkła, zdając sobie sprawę, że tym razem przesadziła.
Ten telefon... Biały czekający na nią w kostnicy... Oddział toksykologii i tabletki... Może jednak nie trzeba było tutaj jechać? Antysystemowcy zawsze działali jej na nerwy, a dzisiaj od początku była wytrącona z równowagi.
Wrona uniosła głowę i spojrzała jej prosto w oczy.
- Aha - powiedziała wolno i wyprostowała się. Nadal się trzęsła.
Ariana Byrd ochłonęła nieco i dodała łagodniejszym tonem:
- Może źle to ujęłam. Ale znasz prawo.
Wstała i mimowolnie otrzepała ubranie. Widziała, że nie uszło to uwadze Wrony. Chwyciła torebkę i skierowała się ku drzwiom.
- Wystąpię o opinię za jakiś miesiąc, powinni wtedy mieć coś więcej do powiedzenia na twój temat.
Wrona milczała.
Ariana Byrd wyszła bez pożegnania. Katem oka zobaczyła jeszcze, że dziewczyna gwałtownie skierowała się w stronę łazienki. Do tego ma słaby żołądek, pomyślała i starannie zamknęła za sobą drzwi.

WYLOT | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI