JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADYFRAGMENTZAMÓW

Jacek Ostrowski

UT


Gdyby UT nie istniało
Pod pewnymi względami „UT” Jacka Ostrowskiego ma potencjał książki idealnej. Ma szansę dać czytelnikowi przyjemność czytania i nieoczywistość przemyśleń, przypomnieć, jakie życie jest i jakie być powinno. Pozwolić zbagatelizować myśl o przypalonej zupie, niezapłaconym kredycie, poczuć się przez kilka godzin jak na darmowej (prawie) wycieczce do Toskanii. Akcja, oparta na arcyludzkiej sprzeczności, balansuje między trzeźwym realizmem a spychaną w podświadomość tęsknotą. To trzeźwość przecież każe docenić taką na przykład marność nad marnościami, jaką jest pieniądz, dla którego człowiek bywa zdolny do największej podłości. Czy dotyczy to wszystkich w jednakowym stopniu, może się na ten przykład zadumać refleksyjny czytelnik; także Julity, młodej właścicielki podupadającego hotelu w Pietrasancie, który niespodziewanie staje się centrum tajemniczych zdarzeń w powieści?
Na pozór wszystko na to wskazuje. Mimo wątpliwości Julita wynajmuje swój hotel zagadkowemu klientowi, ponieważ niejaki Raul Gomes chce skorzystać z usługi poza sezonem, płaci sumę wielokrotnie przekraczającą normalne ceny, a to daje szansę zrobienia generalnego remontu i doścignięcia - w standardach - konkurencji (no te spa, baseny i wszystko inne, co Państwo znają z mniej lub bardziej kolorowych prospektów). Można by rzec, że Julita ulega pokusie, podpisując coś w rodzaju piekielnego kontraktu i mimowolnie zapraszając pod swój dach monstra. Ale czy jednocześnie wkracza na tę samą ścieżkę, którą przewędrowali jej dziadek i ojciec? Czy też będzie staczać się po równi pochyłej, poddając się demonowi przeszłości? A czy, będąc na tej ścieżce, może jeszcze mieć wpływ na bieg zdarzeń?
Gdyby światem „UT” rządziła wyłącznie żelazna logika, na to ostatnie nie miałaby może żadnych szans. Ale Ostrowski dopuszcza do głosu marzenia i w innym - niż wyżej opisany - sensie (patrz wywiady). Z nich przede wszystkim rodzi się ów tajemniczy Raul Gomes - przystojny, bogaty i czuły na damskie wdzięki. Sprawiedliwie wymierzający karę za zbrodnie, ale zdolny też do czynów miłosierdzia. Kupujący najpiękniejsze na świecie róże i piszący na pachnących biletach magiczne słówko słodkich brutali. Nawet niejedna feministka nie mogłaby mu się oprzeć. Tak, to mieszanka trzeźwości i marzeń pozwala Ostrowskiemu wdzięcznie balansować na granicy prawdopodobieństwa, zręcznie wciągać czytelnika w opowieść o winie i karze, odświeżać znane rozwiązania fabularne, raz zbliżać się do Agaty Christie, raz znów (nieśmiało) do Bułhakowa. W lekkostrawnej potrawce, niby z głupia frant podawać kalorie, mikroelementy i witaminy, bez których głód prawdziwy czytelnika nie może być zaspokojony.
Ale o ile można autorowi wytykać (twórcze) rozwijanie znanych pomysłów, o tyle też nie można mu odmówić czułego ucha, zręcznie wyławiającego z medialnych szumów wszystko to, co trapi współczesny świat. Niczym rasowy publicysta Ostrowski dostrzega problemy najdotkliwsze: terroryzm, korupcję, brutalność tępych kacyków, obłudę samozwańczych mesjaszów różnej maści, na przykład testujących leki na umierających z głodu biedakach w imię szczęścia ludzkości. Pokazuje, jak w każdym z tych potworów, przybywających do hotelu, działa wszechludzki i wszechobejmujący mechanizm racjonalizacji, który pomaga usprawiedliwić największą zbrodnię. Jak teorie o trudnym dzieciństwie stawać się mogą wytrychem, bo oschła matka lub ojciec pijak zawsze uzasadni nawet... donosicielstwo.
Poruszaniu się między psychologicznym prawdopodobieństwem a potrzebą ideałów dobrze służy język Ostrowskiego - lapidarny, raczej skoncentrowany na szczegółach istotnych dla zrozumienia intrygi niż na tropieniu meandrów myśli. To, co niedopowiedziane czy tylko zasugerowane, czytelnik nieznoszący filozofowania (zwanego tu i ówdzie łopatologią) może sobie wyobrazić i dopełnić zgodnie z własnym swojskim widzimisię. Może także odpowiedzieć na pytanie zasadnicze: co by było, gdyby takie UT (wszechwiedzące i wszechskuteczne) rzeczywiście istniało. A jest to pytanie nie mniej ważne niż słynna kwestia fundamentalna Fiodora Dostojewskiego, z której wnioski wyciągnął sam Fryderyk Nietzsche. I przecież nie tylko on, ot co.

Janina Koźbiel
JanKa


UT | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI