JanKa. Wydawnictwo i...
WYDAWNICTWO REDAKTORNIA PORADNIA DTP SPRZEDAŻ KONTAKT
 
 
 
KSIĄŻKI
AUTORZY
WYWIADY
RECENZJE
GALERIA
LINKI
RECENZJEWYWIADFRAGMENTZAMÓW

Magdalena Zimniak

WILLA


Gdy słowo staje się piekłem
Książki nie są jak garderoba, jedne dla kobiet, inne wyłącznie dla mężczyzn. Jest to zawsze raczej kwestia tylko rozmiaru - intelektu i potrzeb czytelniczych. Mam więc uzasadnioną chyba nadzieję, że sprzymierzając się z wyobraźnią i empatią, którymi każdy homo sapiens dysponuje w sposób niepowtarzalny, „Willa” Magdaleny Zimniak okaże się dla wielu - w sam raz, niezależnie od płci. Wielu wszak lubi czytać o miłości, zemście i wybaczeniu historie tajemniczo splątane, w których bohater rozpoznaje w trudzie sam siebie i musi borykać się z przeszkodami, ujawniającymi w nim zdolności lub kompleksy wcześniej nieuświadomione. Ma przy tym intuicję, że świat jest piekielnie chytrą księgą z zaszyfrowanymi wskazówkami, jak żyć. Przewrotność autorki każe jej prostodusznie wyposażyć obie główne bohaterki w taką intuicję, a potem z satysfakcją pokazywać, jak życie z całkiem innym skutkiem gra na nosie każdej z nich.
A przyczyny tej różnicy warunkuje nie tylko czas. Opowieść o Marzenie jest boleśnie współczesna (toczy się głównie w 2009 i 2010 roku), historia Ewy zaś sięga w siermiężny PRL, do wydarzeń marcowych. Pierwsza z wymienionych kobiet koncentruje się na odkrywaniu związków z życiem drugiej, co stanowi w utworze główną nić fabularną i zapewnia lwią część satysfakcji z rozwiązywania zagadki (której nie wolno mi zepsuć podawaniem niekoniecznych szczegółów). Marzena i Ewa to też jednak całkiem odmienne typy osobowości i style bycia. Jeśli z jednej historii można by wyciągnąć wniosek, że siła charakteru i determinacja w dążeniu do wytkniętego celu pozwalają poczuć, że chwyta się za nitkę własny los, to druga opowieść temu sadystycznie zaprzecza. Ta między innymi szlachetna aporia sprawia, że Magdalenie Zimniak udaje się umknąć przed szufladą „dobre dla pensjonarek”, które wcale nie chcą wiedzieć, jak wygląda prawdziwe życie. Dodam prowokacyjnie: prawdziwe życie wewnętrzne kobiety, czyli człowieka.
To oczywiste, że - przy skrajnie złych lub nadmiernie dobrych chęciach - i autorka, i wydawca dają się wpisać z „Willą” w naszą schizofreniczną debatę publiczną o stłumionej kobiecości i... parytetach.
Jeśli przeciętna żona profesora - popularnego nie tyle z powodu dostojności obejmowanej katedry, ile atrakcyjności wydanego właśnie bestsellera - odkrywa w sobie potrzebę bycia nie tylko eleganckim gadżetem, a w swoim przystojnym i genialnym mężu zaczyna dostrzegać ograniczającego ją tyrana, to - a juści i oj-dana-dana - nadaje się do awangardy polskich feministek. Magdalena Zimniak jednak komplikuje problem.
Aby wyjaśnić źródła opresji nieszczęsnej żony, nie przywołuje polskiego patriarchalizmu (łamanego przez katolicyzm) ani mitu ziemiańsko-plebejskiego (sprzymierzonego z konserwatyzmem). Sięga w głąb jednostkowej pamięci. A znajduje tam lękotwórcze NIC, każąc bohaterce zamieniać je w COŚ i czyniąc ją w trakcie tego poszukiwania coraz silniejszą, pełniejszą, bardziej spójną w działaniu-myśleniu i bardziej zdolną do przyjęcia wymarzonej wolności, która nie jest tylko odrzuceniem tego, co krępowało.
Nie przypadkiem przecież historie Marzeny i Ewy biegną równolegle, a trudno chyba o typy osobowości i losy bardziej odmienne. W przeciwieństwie do Marzeny Ewa jest zdecydowana w działaniu, konsekwentna i silna. Jej atrakcyjność to nie tyle uroda czy efekt odpowiednio skrojonych sukienek, ile siła ducha, odwaga i zdolność do pójścia za namiętnością sprzeczną z rozumem. Wszystkie te przymioty nie przynoszą jej „okładkowego” sukcesu. Co więcej, to one w jakiejś mierze doprowadzają do katastrofy. Są jedną z przyczyn samospełniającej się tragedii, przepowiedzianej przez bohaterkę na własnym ślubie, o którym - z cynizmem dyktowanym rozpaczą - myśli, że jest tylko umową cywilno-prawną.
Sytuacja składania małżeńskiej przysięgi najlepiej obrazuje, jak Magdalena Zimniak balansuje na granicy tego, co racjonalne, i tego, co nieracjonalne, a jednak psychologicznie prawdziwe. Jak przechyla się to w stronę realizmu, to w stronę horroru. Związek z partyjnym dygnitarzem wydaje się Ewie ponad siły. Myśli, że nie da rady, dlaczego miałaby się wiązać z człowiekiem, którego nienawidzi (...) ucieknie stąd, wyrwie się z piekła. Jednak siła namiętności do tego, kogo kocha naprawdę, i niepokój o jego życie dają jej magiczną moc wiedźmy. Powtarzała za urzędniczką słowa przyrzeczenia. (...) Była przekonana, że jej mąż słyszy to, co naprawdę mówiła. „Pociągnę cię za sobą do piekła”.
I moc wiedźmy działa, słowo staje się ciałem, słowo pęknięte, chore, oderwane cynicznie od desygnatu, oddzielone od pragnień i myśli, nasycone złą wolą i złą wiarą. Piekło dopada ich oboje, wciąga w swoją otchłań ich dusze i całą ich zmysłowość. A kiedy już się jej wydaje, że od zapachu siarki może się na chwilę uwolnić, kiedy poddaje swoją fizyczność oczyszczającym - w swoim przekonaniu - rytuałom prawdziwej miłości z Maćkiem, wykorzystując pokusę fizycznej zmiany przestrzeni, szybko okazuje się to zwykłym złudzeniem. Ten zapach jest już w niej. Gehenna odkrywa kolejne kręgi, jest bez dna.
Choć jeśli idzie o stylistykę i operowanie językiem, nie śmiałabym zestawiać Magdaleny Zimniak z Szekspirem, to jedno muszę jej przyznać. Wyczucie dramatyzmu ma iście szekspirowskie, można by rzec za Janem Kottem, że fatum i namiętność razem wzięte noszą w „Willi” imię PRL. Historia miażdży ludzi, nie pozostawiając miejsca na cień intymności, na deko nawet prywatnego szczęścia, jeśli miałoby ono zagrażać Autorytetowi, jakim jest Dygnitarz-Mąż, namaszczony w swej roli przez totalitarną władzę.
I dlatego Marzenie w 2010 roku jest, musi być dużo łatwiej niż Ewie. Uwalnia się i wychodzi poza piekielną przestrzeń willi, zdobywając świadomość własnej tożsamości. Siłą własnego intelektu i woli. Bez protez i instrumentalnego fałszu. Bez oddawania razów byłym właścicielom. Bez gwałcenia natury słów. Tylko - bagatelka! - z pomocą paru przyjaciół. Nic to, że niektórzy z nich okazują się mężczyznami.

Janina Koźbiel
JanKa


WILLA | recenzje | JanKa

PRZYŚLIJ TEKST
NOWOŚCI